O moim procesie
Od fotografii do wydruku w standardzie DigiGraphie – i o tym, dlaczego cyfrowy oryginał ma dziś sens równie głęboki jak płótno i pędzel.
W świecie sztuki każde narzędzie niesie ze sobą znaczenie. Kiedyś był nim pędzel, dłuto, rylec czy aparat fotograficzny. Dziś coraz częściej staje się nim komputer. Nie jest to zmiana techniczna, lecz cywilizacyjna – zmienia się nie tylko sposób tworzenia, ale też pojęcie oryginału.
Photoshop – przez wielu kojarzony z retuszem, manipulacją czy marketingowym „upiększaniem rzeczywistości” – dla mnie jest atelier w pełnym znaczeniu tego słowa. To przestrzeń, w której pracuję z materiałem wizualnym tak, jak malarz pracuje z farbą: warstwowo, intuicyjnie, z poszanowaniem światła, rytmu i kompozycji.
Od fotografii do obrazu – od rzeczywistości do interpretacji
Nie tworzę obrazów z pustego ekranu. Każda praca zaczyna się od mojej fotografii – fragmentu rzeczywistości, który mnie zatrzymał. Zazwyczaj są to motywy marginalne: kora drzewa, ślad rdzy, faktura betonu, fragment piasku na plaży, refleks światła na wodzie. To detale, które w fotografii użytkowej zostałyby odrzucone, ale w mojej praktyce stają się punktem wyjścia do czegoś nowego.
Fotografia jest więc pierwszą warstwą, surowcem, nie celem. Nie chodzi mi o dokumentowanie, lecz o tworzenie nowego obrazu – takiego, który rodzi się z relacji między tym, co widzialne, a tym, co wyobrażone.
Warstwa po warstwie – o malowaniu światłem w Photoshopie
W moim procesie Photoshop nie jest narzędziem do manipulacji, lecz do odkrywania struktury obrazu. Pracuję na wielu warstwach – każda z nich jest jak półprzezroczysty welon, przez który przebija światło, kolor, faktura. To praca wymagająca cierpliwości i skupienia: przesuwania, obracania, zmiany przezroczystość, mieszania trybów nakładania.
Nie korzystam z filtrów ani gotowych efektów – wszystko buduję ręcznie. To proces bliski malarstwu, tylko zamiast pigmentu używam światła, a zamiast płótna – przestrzeń cyfrową.
Z technicznego punktu widzenia każda warstwa jest plikiem o wysokiej rozdzielczości, z zachowaną głębią tonalną, która pozwala uzyskać subtelne przejścia barw i faktur. Czasem jedna praca zawiera kilkadziesiąt takich warstw – to swoisty palimpsest obrazu, zapis procesu, który trwa dni, a czasem tygodnie.
Improwizacja i decyzja
Najważniejszym momentem w pracy jest ten, w którym obraz zaczyna „grać”. To nie jest decyzja intelektualna, lecz intuicyjna – bliska muzycznej improwizacji. Jedna zmiana tonacji, przesunięcie akcentu, i wszystko układa się w całość. Pracuję w ciszy. Czasem po kilku godzinach mam wrażenie, że obraz „oddycha”, innym razem zamykam plik, by wrócić do niego po kilku dniach. Ten rytm pracy przypomina dialog – z obrazem, z intuicją, z własnym doświadczeniem.
Cyfrowy oryginał – o materialności w świecie niematerialnym
W tradycyjnej sztuce proces kończy się, gdy artysta odkłada pędzel. W moim przypadku – gdy obraz zostaje wydrukowany. Dopiero wtedy wiem, czy „działa”.
Drukuję wyłącznie w standardzie Digigraphie® by Epson – to certyfikowany proces druku pigmentowego (Giclée), który spełnia muzealne wymogi trwałości i jakości. Każdy wydruk powstaje na papierach archiwalnych Canson lub Hahnemühle, z użyciem tuszy pigmentowych UltraChrome. Efekt? Obraz, który może przetrwać ponad sto lat bez utraty koloru.
Każda praca ma swoją limitowaną edycję kolekcjonerską, z podpisem i certyfikatem autentyczności. Nie istnieje „oryginał” w tradycyjnym sensie – bo nim jest właśnie ta edycja, ten wydruk, zatwierdzony przeze mnie jako ostateczna wersja. W tradycyjnej grafice czy malarstwie reprodukcja jest powieleniem istniejącego dzieła – skanem, fotografią lub odbitką, która odtwarza oryginał wykonany ręką artysty. W moim przypadku oryginał nie istnieje wcześniej. Nie ma płótna, które mogłoby być sfotografowane, ani matrycy, z której można by coś odbić.
Cały proces powstawania dzieła odbywa się w przestrzeni cyfrowej – tam, gdzie fotografia spotyka się z intuicją i kompozycją. Dlatego wydruk DigiGraphie nie jest reprodukcją. Jest pierwszym i jedynym materialnym ucieleśnieniem obrazu, który wcześniej istniał tylko w warstwach, w pikselach, w mojej decyzji, że „to już jest gotowe”.
Oryginał bez płótna – czy to możliwe?
To pytanie słyszę często: „Skoro nie ma oryginału, to co właściwie kolekcjonuję?” Odpowiedź jest prosta: kolekcjonujesz decyzję, moment, w którym artysta mówi: „to już jest gotowe”. W świecie sztuki cyfrowej to właśnie ta decyzja jest aktem twórczym – nie odtworzenie, nie skan, nie kopia. Cyfrowy oryginał nie konkuruje z malarstwem ani grafiką – on je rozszerza. Wprowadza nowy język, w którym materia staje się światłem, a faktura – rezultatem cyfrowej precyzji i ludzkiej intuicji.
Photoshop to moje atelier
Dla niektórych Photoshop to tylko program. Dla mnie – to przestrzeń pracy, w której spotykają się fotografia, wyobraźnia i technika. Tak jak malarz wybiera pigmenty, a grafik – płyty drukarskie, ja wybieram światło, fakturę, rytm. Photoshop nie tworzy za mnie. To ja – z jego pomocą – konstruuję obraz. To mój cyfrowy warsztat i moje atelier bez granic.








