Nie mam szkicownika. Nie siadam do pracy z pomysłem na obraz. Wszystko zaczyna się od rzeczywistości – od światła na ścianie, śladu rdzy na blasze, faktury mokrego drewna, którą mijam i… nie potrafię przejść obojętnie. Nie wiem wtedy, po co robię zdjęcie. Po prostu czuję, że muszę je mieć.
Tak powstają setki kadrów, które trafiają do cyfrowych szuflad. Czasem czekają miesiąc, czasem kilka lat, zanim znów po nie sięgnę. I nagle – coś je łączy. Dwa obrazy, które nigdy nie miały się spotkać, zaczynają z sobą „rozmawiać”.
Krok 1: Światło i przypadek
To zawsze zaczyna się od obserwacji. Nie od konceptu, ale od impulsu.
Fotografia jest tu punktem wyjścia – zapisem fragmentu świata, który mnie zatrzymał.
Nie dokumentuję, nie planuję – po prostu rejestruję to, co we mnie rezonuje.
Krok 2: Intuicyjny wybór warstw
W pewnym momencie, często przypadkiem, wracam do tych zdjęć. Nie analizuję ich. Patrzę, aż coś „kliknie” – faktura drewna nagle pasuje do odbicia w wodzie, rdzawa blacha do niedbałego odcisku w kawałku gliny. Zaczynam układać, przenikać, nakładać warstwy.
W Photoshopie – ale bez fajerwerków. Nie interesują mnie filtry ani efekty. Interesuje mnie dialog światła i materii. To bardziej komponowanie niż montaż. Bardziej muzyka niż grafika.
Krok 3: Eksperyment i cisza
Potem przychodzi etap prób – cichy, samotny, czasem żmudny. Obraz nie zawsze chce współpracować. Bywa, że zaskakuje mnie kierunkiem, w którym idzie. Niektóre prace powstają w godzinę, inne dojrzewają tygodniami. Zdarza się, że muszę się wycofać, zostawić obraz w spokoju. Bo dystans pozwala zobaczyć, co naprawdę się w nim dzieje. Ale czasem, chociaż rzadko, usuwam obraz, który nie spełnił moich oczekiwań i już do niego nie wracam – bez żalu.
Krok 4: Wydruk – moment prawdy
Kiedy obraz jest gotowy, przychodzi etap, który w mojej pracy ma szczególne znaczenie – druk. Nie traktuję go jak technicznego finału. To moment sprawdzianu.
Bo dopiero gdy obraz opuszcza ekran i pojawia się na papierze, wiem, czy „działa”.
Drukuję w standardzie DigiGraphie by Epson, na certyfikowanych papierach artystycznych.
Każdy detal ma znaczenie – faktura, głębia czerni, delikatność przejść tonalnych.
To nie reprodukcja. To fizyczny oryginał dzieła, w którym cyfrowy świat zyskuje realność.
Krok 5: Limitowana edycja
Gotowy obraz trafia do krótkiej edycji – najczęściej 7 lub 10 egzemplarzy.
Każdy jest numerowany, sygnowany, opatrzony certyfikatem autentyczności.
Tu nie chodzi o powielanie. Chodzi o intencję – o to, by każdy egzemplarz był spotkaniem, a nie produktem.
Od fotografii do emocji
Cały proces – od pierwszego zdjęcia po wydruk – to droga od przypadku do sensu.
Nie ma reguł ani scenariusza. Jest tylko rytm – wewnętrzny, nieśpieszny, czasem kapryśny.
Nie wiem, jak powstanie kolejny obraz. I to chyba najlepsza część tej pracy. Bo kiedy patrzę na gotowe dzieło i czuję, że coś we mnie drgnęło – wiem, że to moment, dla którego warto było przejść całą tę drogę.









