Styl jako klatka
„Jaki masz styl?”
To pytanie wraca do mnie nieustannie – od galerzystów, znajomych, czasem nawet od samego siebie. A ja za każdym razem odpowiadam tak samo: nie wiem, nie muszę wiedzieć.
Mój obraz nie rodzi się z planu. Rodzi się z potrzeby. Z momentu, który mnie zatrzymuje, z faktury, światła, koloru, z czegoś, co w zwykłym spojrzeniu nagle staje się niezwykłe. Nie projektuję stylu. Pozwalam, żeby to obraz sam wybrał swój język – raz szeptem, raz mocnym kontrastem, raz półtonem.
Styl dla artysty może być jak klatka. Ułatwia rozpoznawalność, ale potrafi odebrać oddech.
A ja wolę oddychać obrazami, które zaskakują mnie samego.
Styl nie jest celem
Nie interesuje mnie powtarzalność ani branding artysty. Nie chcę produkować obrazów, które są wariacją na temat siebie samego. Choć tworzę również, żeby zbudować markę, to nie chcę by to się działo, poprzez formalne zabiegi. Styl jest tylko formą – a forma bez emocji nic nie znaczy. Dla mnie liczy się to, czy obraz jest prawdziwy, czy zostaje z widzem na dłużej.
Natura też nie ma jednego stylu
Raz rodzi paproć. Raz dąb. Raz mgłę nad wodą. I wszystko to jest prawdziwe. Natura nie potrzebuje powtarzalności, żeby być wiarygodna. Dlaczego artysta miałby być mniej wolny?
Każdy mój obraz to inny ton tej samej melodii. Raz jest to jazzowa improwizacja, raz nokturn, raz surowy minimalizm. Nie dlatego, że szukam różnorodności – tylko dlatego, że różnorodność przychodzi naturalnie, jeśli nie próbuję jej kontrolować
Zaufanie do procesu
Styl to nie decyzja – to efekt uboczny wierności sobie. Jeśli patrzysz uważnie i nie udajesz, że wiesz wszystko, styl objawia się sam. Może nie od razu. Raczej dopiero wtedy, gdy przestaniesz go szukać.
Nie mam jednego stylu. I dobrze mi z tym. Każdy obraz jest trochę jak rozmowa z samym sobą. A rozmowy, które coś znaczą, nigdy nie brzmią tak samo.









