Wszystko zaczyna się od zdjęcia.
Od światła, faktury, koloru. Od rzeczywistości, która mnie zatrzymuje.
Ale nie kończy się na zdjęciu. Nigdy.
To nie jest fotografia
W klasycznym rozumieniu – nie.
Nie staram się oddać świata takim, jaki jest. Nie dokumentuję, nie szukam idealnego kadru, nie gonię za ostrością. Nie czekam na „ten decydujący moment”.
Czekam raczej, aż kilka różnych momentów ułoży się w jeden obraz.
Używam fotografii tak, jak malarz używa farby.
Robię zdjęcia rzeczywistości, ale nie po to, żeby ją zatrzymać – tylko po to, żeby ją przekształcić. Pociąć. Połączyć. Przemieszać. Rozciągnąć. Wygładzić. Ułożyć jak dźwięki na pięciolinii.
To też nie jest grafika komputerowa
Choć pracuję w programach graficznych – Photoshop, Lightroom – nie tworzę cyfrowo od zera. Nie „maluję myszką”, nie składam kolaży ze stocków. Wszystko zaczyna się od fotografii mojego autorstwa – a kończy na czymś, czego sam nie potrafię jednoznacznie nazwać.
Właśnie dlatego używam słowa fotografika. To dla mnie termin nie do końca zdefiniowany, trochę niepokorny, trochę hybrydowy – tak jak moje prace.
Więc czym to jest?
To obrazy, które powstają pomiędzy: między światłem a cieniem, między pejzażem a formą abstrakcyjną, między przypadkiem a zamysłem.
Obrazy, które nie pytają o kategorię. Tylko o to, czy chcesz przy nich zostać trochę dłużej.
A jeśli ktoś zapyta: „Ale co to właściwie jest?” – mogę odpowiedzieć:
To jest coś, co zacząłem od fotografii, ale skończyłem sercem.
WIĘCEJ WPISÓW
Dlaczego nie mam jednego stylu – i dobrze mi z tym
Wszyscy pytają: „Jaki masz styl?” To pytanie wraca. Słyszę je od galerzystów, od znajomych, czasem nawet od siebie samego. Ale zawsze odpowiadam:...
Dlaczego tworzę? I dlaczego dopiero teraz na serio?
Tworzyłem zawsze. Ale nie zawsze na serio. Przez dekady byłem blisko obrazu – jako dyrektor artystyczny, twórca przekazów reklamowych, człowiek...